„Naszą misją jest uczynić świat lepszym przez zmniejszenie cierpienia i promowanie wartości humanitarnych. Odpowiedzialność za świat pojmujemy jako możliwość rzeczywistego uczestnictwa i posiadania wpływu w procesie pomocy przez każdego pracownika i wolontariusza PAH. Praca każdego z nas przyczynia się do ratowania życia ludzi. To zobowiązuje nas do rozwijania się i podnoszenia jakości naszej pomocy” –czytamy na internetowej stronie znanej większości Polaków organizacji humanitarnej PAH.
Jeszcze stosunkowo niedawno w Polsce nie istniały organizacje pozarządowe, czyli stowarzyszenia obywatelskie działające na rzecz wybranego interesu publicznego. W warunkach demokracji są one wyrazem empatii społeczeństwa, ale także jego dojrzałości, gdyż wymagają skupienia się na potrzebach innych i wielu wyrzeczeń wolontariuszy pracujących non-profit, często w bardzo trudnych realiach.
- To będzie trochę bardziej zrozumiałe dla czytelników, jeśli opowiem, jak to powstało – wspomina Grzegorz Gruca, od 1997 roku członek zarządu PAH. - Jako dziecko Janina Ochojska, założycielka Polskiej Akcji Humanitarnej, zachorowała na chorobę Heinego- Medina, czyli chorobę, która powoduje paraliż mięśni. Jako dziecko spędziła dużo czasu w różnych ośrodkach. Była rehabilitowana, ale istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że w ogóle nie będzie chodzić, więc napisała opis medyczny swojej choroby i wysłała go do Francji, a tam jeden z profesorów powiedział, że jeżeli przyjedzie do Francji, to on ją zoperuje, ponieważ uważa, że jest to ciekawy przypadek. No i rzeczywiście, trafiła do tej Francji, a tamtejszy rząd sfinansował operację. To spowodowało, że dziś zamiast poruszać się na wózku, chodzi o kulach i jest w stanie normalnie siedzieć, pracować. Ale to, co było istotne w tej wizycie, to to, że w jej trakcie w Polsce był stan wojenny. Było olbrzymie zapotrzebowanie na wiele rzeczy, których brakowało. Nie było co jeść, nie było ubrań, nie było środków czystości. Generalnie były rzeczywiście puste sklepy i organizacje pozarządowe we Francji chciały to zmienić. Jedną z nich było stowarzyszenie przyjaźni polsko-francuskiej EquiLibre. Organizowało ono konwoje z pomocą dla Polski. Ludzie chodzili i zbierali pieniądze na benzynę, na wynajem ciężarówek. Niektórzy użyczali swoje ciężarówki oraz zbierali dary rzeczowe i pieniądze. Ładowali te ciężarówki i przyjeżdżali do Polski. Na miejscu dystrybuowali te dary, głównie z pomocą Kościoła. No i my, jak to Polacy, nie do końca wiedzieliśmy, jak to działa. Niektórym się wydawało, że pomaga rząd albo instytucje charytatywne, ale to były w dużej mierze organizacje pozarządowe, czyli obywatelskie, co oznaczało, że tak naprawdę to obywatele organizowali różne zbiórki i wysyłali pomoc. Znajomi Janiny Ochojskiej także zaangażowali się w tę pomoc i jak zaczęła już chodzić, jak zaczęła się poruszać i wyszła ze szpitala, posadzili ją jako wolontariuszkę przy telefonie. Nauczyła się francuskiego na tyle, że mogła się komunikować, ale jednocześnie wykorzystywano jej polski, bo dzwoniła w kwestiach wiz czy zezwoleń na przejazdy i tak dalej. Starała się pomagać i to wszystko organizować. Właśnie we Francji zobaczyła, jak działa taka organizacja pozarządowa. W tym wypadku był to francuski EquiLibre. No i gdy wróciła do Polski, no to naturalne było, że ci Francuzi poprosili, żeby tutaj zorganizowała kolejne konwoje, żeby przygotowała im odbiór, rozładunek, miejsca dystrybucji, a ponieważ wiedziała, jak to działa z tamtej strony, no to tutaj, w Polsce, próbowała to w podobny sposób rozwiązać. I tak to się stało, że została szefową organizacji, którą zarejestrowano najpierw jako EquiLibre Polska z siedzibą w Toruniu.
Niebawem nastał rok 1989, czyli czas wolnych wyborów w Polsce, a zaraz potem, w 1992 r., wybuchł najbardziej krwawy konflikt w Europie od zakończenia drugiej wojny światowej – wojna w Jugosławii. Polacy, śledząc to wydarzenie, zadawali sobie pytania, jak mogą pomóc ludziom doświadczającym okrucieństwa wojny.
- Pani Ochojska pomyślała, że może to jest ten moment, kiedy Polska mogłaby zacząć pomagać – wspomina Grzegorz Gruca.
- Tu mi kaktus wyrośnie, jak ludzie dadzą ci samochody i od razu dadzą rzeczy, i od razu pojadą z tobą na wojnę - powtarzała jej koleżanka.
Janina Ochojska jednak nie zwątpiła, zaraz przyjechała do Warszawy i w redakcji Gazety Wyborczej spotkała korespondenta wojennego Konstantego Geberta, który poradził jej, aby zwróciła się do ludzi z prośbą o pomoc. Czym prędzej uzyskała możliwość wystąpienia na antenie radiowej Trójki. Tam podała numer telefonu, pod który mogli dzwonić zainteresowani niesieniem pomocy, i jak się okazało wśród Polaków było ich bardzo wielu. Akcja cieszyła się ogromnym powodzeniem i już 3 miesiące później, w grudniu, wyjechał pierwszy konwój do Sarajewa.
Wkrótce okazało się, że to nie wystarczy. Ludzie liczyli na tę pomoc, więc nie można było się zatrzymać. I w ten oto sposób z Polski zaczęły wyjeżdżać kolejne konwoje pod znakiem Polskiej Akcji Humanitarnej, i od tej pory fundacja konsekwentnie zajmowała się problemami wojny i kataklizmów.
Wojny wybuchały także w innych częściach świata. Kolejnym kataklizmem był konflikt w Kosowie, gdzie organizacja wysłała wiele konwojów. Wkrótce okazało się, że dużo efektywniejsze jest pomaganie za pomocą projektów. Utworzono pierwszą misję Polskiej Organizacji Humanitarnej w Kosowie, której główną zasadą było pomaganie po obu stronach konfliktu. Zarówno Serbom, jak i Kosowarom. Dostarczano tam materiały budowlane, wożono nawet okna z Polski, gdyż głównym celem była odbudowa zrujnowanych miast. Po wojnie prowadzono także tzw. „miękkie projekty”, np. turnieje gry w szachy, podczas których mogły się spotkać dwie społeczności.
Miejscem największej akcji pomocy dzieciom, matkom i biednym była Czeczenia.
- Do Czeczenii docierały jeszcze konwoje, a potem pomagaliśmy dzieciom. Robiliśmy takie bezpieczne strefy dla dzieci, w których mogły się bezpiecznie bawić, uczyć. Rodzice mogli się zajmować swoimi sprawami. To było w obozach uchodźczych jeszcze na terenie Inguszetii. A potem, jak można było zacząć operację w Czeczenii, to w Groznym dostarczaliśmy wodę pitną, i wtedy zaczęła się historia z wodą pitną w PAH – opowiada Grzegorz Gruca.
Wodę rozwoziło codziennie kilka samochodów. Zajęto się również wywozem śmieci i budową toalet, później zajmowano sie tym także w miejscach przesiedleń Czeczenów.
Każda z tych form pomocy wymaga pracy wielu wolontariuszy.
- Pracuje się w bardzo trudnych warunkach. Proszę sobie wyobrazić, że tam nie ma bieżącej wody, w związku z czym trzeba tę wodę dowozić czy donosić. Wolontariusze jeżdżą sami, nie jeżdżą z rodzinami. Nie jeżdżą również pary. Nawet narzeczeństw nie wysyłamy. Nie jest to bezpieczna sytuacja i chcemy, żeby każda osoba była skoncentrowana na własnym bezpieczeństwie i misji, i tych operacjach, i tych projektach, które realizujemy– mówi Grzegorz Gruca.
Pracownicy PAH, zakładając misję w różnych częściach świata, starają się dopasować swoją pomoc do potrzeb pokrzywdzonych. Wcześniejsze akcje polegały głównie na wysyłaniu żywności, artykułów przemysłowych i odzieży w miejsca kataklizmów. Obecnie rodzaj pomocy się zmienia.
- Nie wozimy już od dawna żywności w te miejsca. Nie wozimy też odzieży. Pomysł wożenia używanej odzieży do Afryki skończył się nie najlepiej, ponieważ praktycznie przestał istnieć tam przemysł tekstylny. Nie opłacało się niczego produkować, bo Zachód czy inne bogate kraje przysyłały dużo ubrań – informuje pracownik PAH.
W Sudanie najpilniejszą potrzebą okazało się dostarczanie wody pitnej mieszkańcom kraju oraz budowanie studni na tych obszarach.
- To będzie studnia głębinowa. Będzie wywiercona do poziomu około 300 metrów, czyli bardzo głęboko jak na studnie głębinowe. W Sudanie wybudowaliśmy blisko 100 studni, ale średnia głębokość wynosi 30–40 metrów. Najbardziej dotknęło mnie to, że w wyniku suszy ludzie w Somalii potracili wiele stad. Widzieliśmy i padnięte wielbłądy, i stada kóz i krów. Tak więc w wyniku suszy padły te stada.
Sytuacja w Somalii nie miała się dobrze. Wprost przeciwnie. Z dnia na dzień ludzie byli coraz bardziej przerażeni.
- Oni po prostu nie mieli co jeść i uciekali z tej Somalii do Kenii. My chcemy doprowadzić do tego, żeby oni mogli wrócić oraz mieli dostęp do wody i znowu mogli prowadzić normalne życie, wypasać te swoje stada - przekonuje Grzegorz Gruca.
– Mamy inżyniera kenijskiego w Sudanie, który jest naszym pracownikiem i on nadzoruje budowę tych studni. Natomiast jeśli chodzi o pracę fizyczną, to generalnie jest taka zasada, żeby, mówiąc kolokwialnie, nie wozić drzewa do lasu. To znaczy, że im mniej będzie tam ludzi z Europy, którzy pracują, tym lepiej. Lepiej w tym sensie, że będą tam mogli pracować miejscowi i w ten sposób zarobią oni pieniądze. W związku z tym zarówno firmy, jak i pracownicy chcą, aby to były lokalne przedsięwzięcia.
Ważnym problemem krajów, które pilnie potrzebują pomocy, jest głód. Dlatego PAH stara się mu zapobiec na wszelkie możliwe sposoby.
- Budujemy magazyny, gdzie będzie można zbierać ziarno po to, aby było ono na siew na przyszły rok, bo do tej pory, niestety, miejscowa ludność wszystko zjadała i mieli każdego roku problem. Zresztą i tak nie mieli, gdzie tego przechowywać, i dlatego nie mogli uniknąć sytuacji, żeby ziarno nie gniło przez okres mokry. Dlatego teraz uruchamiamy projekt budowy spichlerza. Te nasiona będą odpowiednio zabezpieczone. Jest specjalna ziemia, która została przywrócona do możliwości uprawy, i tam będą one siane. Następnie będą zbierane, tak żeby inne wioski mogły przychodzić i pobierać sobie ziarno na siew w kolejnych latach - mówi G. Gruca.
- Od zeszłego roku mamy też w Sudanie program wydawania we współpracy z lokalną organizacją, ale założoną w Stanach, tzw. posiłków wzmacniających ludzi w szpitalach i kobiety karmiące po to, żeby mogły one karmić dzieci. Jednak czasem to my je dokarmiamy, umieszczając w klinikach, gdzie ratujemy je przez śmiercią głodową, która, niestety, jeszcze w Afryce się zdarza – dodaje.
Organizacja zajmuje się również prowadzeniem licznym akcji edukacyjnych, mających na celu uświadomienie ludzi, jak ważna jest higiena, jak przygotowywać posiłki i dbać o czystość, aby zapobiegać chorobom brudnych rąk. Niezwykle ważna jest też pomoc w budowaniu szkół i zapewnieniu dzieciom dostępu do edukacji. Dzięki tym działaniom naukę rozpoczęło ok. 25 tys. uczniów i studentów.
- Na Sri Lance było tak, że tsunami po prostu zmiotło szkoły i myśmy od początku je budowali. Jeśli jednak chodzi o nauczycieli, to zawsze władza lokalna jest odpowiedzialna za to, żeby tam byli, oraz żeby wypłacać im pensje, a dzieci mogły się uczyć. Organizowaliśmy też klasy internetowe, organizowaliśmy dostęp do edukacji i uważamy, że to są jedne z ważniejszych rzeczy. Chodzi o to, żeby mieli co jeść i pić, a także o zapewnienie im możliwości edukacji. Dzięki wykształconym ludziom kraj prędzej będzie mógł wyjść z tak ciężkiej sytuacji - przekonuje G. Gruca.
Warto podkreślić, iż pierwsza szkoła w Afganistanie powstała dzięki udziałowi polskich dzieci w akcji „Złotówka dla dziecka w Afganistanie”. PAH wybudował tam też pierwszą szkołę muzyczno-artystyczną, a dzięki akcji „Woda dla Afryki” wybudowano siedem studni w Sudanie.
Akcje humanitarne prowadzi się również w Polsce. Ostatnia miała miejsce po tragicznych powodziach w naszym kraju. Wówczas potrzebującym przekazano najpotrzebniejsze artykuły i pomagano im w odbudowie zniszczonych domów. Na pomoc Polakom zebrano ponad 4 mln zł.
Jak widać, organizacje pozarządowe w znacznym stopniu przyczyniają się do poprawy sytuacji na świecie. Niosą pomoc tam, gdzie jest ona najbardziej potrzebna, i dostosowują ją do lokalnych potrzeb, tym samym więc udowadniają, że nie trzeba, a nawet nie można być obojętnym na cierpienie innych osób. Od 20 lat czynimy świat lepszym, czyli motto, które znajdziemy na internetowej stronie PAH, to nie przechwałki, ale zasłużona konkluzja na temat efektów pracy wolontariuszy.
Michalina Kielak, Weronika Wilczyńska, Paulina Wilkowicz de Arruda
Gimnazjum nr 81 im. Prof. W. Doroszewskiego w Warszawie
Sabga, Kamerun, 2006, Lekcja w szkole dla kobiet w miejscowości Sabga
Baidit, Sudan, 2008, Pracownicy ministerstwa infrastruktury i mieszkańcy wsi Baidit uczący się konserwacji pompy wodnej.
Zdjęcia pochodzą z materiałów PAH. Wykorzystano za zgodą p. Grzegorza Grucy.